Jerzy Marcinkowski Jerzy Marcinkowski
373
BLOG

MIT--omania, czyli Wrocławski Lot na Marsa.

Jerzy Marcinkowski Jerzy Marcinkowski Polityka Obserwuj notkę 12
To dopiero mój drugi post na tym blogu. Ale chyba już wiem jak to działa: powinienem wybrać sobie jakiś autorytet i odważnie go schlastać. Miałbym wiele życzliwych komentarzy. W tym dodatkowo pięć, gdyby autorytet był Żydem. A żeby moi studenci się nie śmiali, mógłbym przybrać jakiś wpadający w ucho pseudonim. Na przykład lewitujący_gajer. O tak, zapewniam Państwa, że umiałbym prowadzić blog zgodnie z wszelkimi regułami sztuki.

Ale zamiast tego napiszę post długi i trudny. Ze smutnym filozoficznym zakończeniem, dla tych co doczytają do końca. Będzie o wielkich pieniądzach, o megalomanii i o szansach, które chyba znowu tracimy. I o moralnym niepokoju. Coś w stylu polskich filmów z lat 70. Bo -- jak postaramy się wykazać -- mało się od tych czasów zmieniło.

Motto: "Plan budowy autostrad ? Oni nie zbudują żadnych autostrad. Niech lepiej chociaż namalują paski na tych drogach co są" -- Ryszard Bugaj, około roku 1991.

1. Wyobraźmy sobie, że władza postanawia podnieść prestiż Polski organizując Europejską Misję na Marsa. Na miejsce budowy rakiety wybiera odległe wrocławskie przedmieście Pracze i na początek przyznaje na projekt 220 milionów euro, z tych 60 yes-yes-yes-miliardów. Brzmi jak farsa, prawda? Ale czym to się niby różni od projektu budowy, na tych samych Praczach, Europejskiego Instytutu Technologicznego (EIT), "europejskiego odpowiednika" Massachusetts Institute of Technology (MIT) -- najlepszej uczelni technicznej na świecie?

W skrócie, rzeczy mają się tak: brukselscy urzędnicy wymyślili, że "dla podniesienia konkurencyjności Europy" ma powstać tenże EIT. Kiedyś to się skończy taką samą klapą, jak cała strategia lizbońska i w ogóle większość brukselskich centralistycznych fantasmagorii . Ale póki co, nie wiadomo jeszcze nawet, gdzie ten Instytut ma być. Prawdopodobnie będzie rozproszony między kilka krajów. Wrocław walczy o jeden z jego fragmentów stawiając Brukselę przed faktem dokonanym: zaczynamy tworzenie EIT w Praczach. Za europejskie pieniądze, pod nazwą EIT+ spółka z o.o.

Nikt nie wie, jak to dokładnie ma wyglądać. Wiadomo że w wyremontowanych starych szkolnych budynkach ma stanąć nowoczesna aparatura, kupiona za pieniądze jakich polska nauka nigdy nie widziała. Ale nie istnieje, a przynajmniej nie jest publicznie znany, żaden konkretny plan działania EIT+. Czy zamierza być normalną uczelnią, to znaczy mieć swoich studentów ? Kto ma tam pracować ? Czy EIT+ zatrudni własny personel, przy okazji niszcząc tych parę niezłych instytucji naukowych jakie zdążyliśmy tu zbudować ? Czy też raczej -- a wiele wskazuje, że tak właśnie to się skończy -- pracownicy istniejących wrocławskich uczelni mają tam dojeżdzać do laboratoriów, a potem pędzić przez całe miasto z powrotem do swoich studentów, do zajęć, na seminaria, do swoich biurek i bibliotek. Klnąc na tych, którzy w imię jakiegoś urojenia nie pozwolili im porządnie doposażyć ich własnych laboratoriów. Co do rzeczy pewnych, to pewne jest, że będą posady w zarządzie, pieniądze, władza, blichtr, mnóstwo bicia piany i wyjazdów do Brukseli. I żadnych jasnych kryteriów.

2. Ale niech będzie wysłuchana i druga strona. Oto jak sam EIT+ definiuje swoją misję. Proszę dać się ponieść melodii tego cytatu. Ja idę po kawę.

"Prosty liniowy model rozwojowy "od pomysłu do przemysłu" dominujący przez lata w polskim myśleniu o gospodarce innowacyjnej musi jak najszybciej być zastąpiony podejściem synergicznym, w którym trzy fundamenty przyszłej gospodarki, tzn: edukacja, badania naukowe i innowacje, są traktowane jako nierozłączna triada (tzw. trójkąt wiedzy). I właśnie taka filozofia rozwoju jest podstawą koncepcji EIT.

Włączenie się do realizacji koncepcji utworzenia EIT nie jest podyktowane li tylko chęcią pozyskania dla Polski prestiżowej instytucji europejskiej., ale przede wszystkim bezwzględną koniecznością przyspieszenia kształcenia wysoko kwalifikowanych kadr dla kraju na obecnym etapie rozwojowym.

Zrozumienie tej koniecznosci oraz kluczowego w jej realizacji efektu synergii pomiędzy trzema elementami trójkąta wiedzy znalazło wyraz w propozycji poszerzenia oryginalnego planu ubiegania się o lokowanie na terenie Wrocławia centrum EIT. Aby podkreślić iunctim pierwotnych starań i znacznie poszerzonej wizji rozwojowej, plan ten został nazwany EIT Plus."

3. Dotychczasowy system finansowania nauki opierał się dotąd w Polsce, przynajmniej w swojej najlepszej części, na systemie otwartych konkursów o granty. Wnioski grantowe, składane przez zespoły badawcze, były merytorycznie recenzowane przez innych uczonych, którym zapewniano anonimowość. Wiele słychać było narzekań na ten system. Na nieuczciwośc recenzentów, na popierające się nawzajem kliki. Ale, przynajmniej od strony procedury, przypominało to reguły przyjęte w cywilizowanym świecie. Sposób w jaki organizuje się EIT+ nie ma nic wspólnego z merytorycznymi procedurami. Organizująca Instytut grupa ludzi zaprosiła do uczestnictwa kogo chciała, i w procesie tym wyłoniła się przedziwna mieszanka uczonych którzy jedyne prace po angielsku wydali w wydawnictwie UMCS, ale byli odpowiednio blisko grupy trzymającej projekt, z takimi, którzy dostaliby grant w każdym uczciwym konkursie. Rozmawiałem z kilkoma przedstawicielami tej drugiej grupy. Z ludżmi stojącymi w hierarchii rzetelnej nauki na tyle wysoko, że musiałem sobie podstawiać taboret. I wiem, że oni zdają sobie sprawę z tego, że służą jako pewien liścia figowego. Ale zgodzili się w tym uczestniczyć bo tak im nakazuje poczucie odpowiedzialności. Uważają, jestem pewien że słusznie, że ich obecność pozwoli nadać temu przedsięwzięciu przynajmniej trochę sensu. A jednocześnie widzą, dla swoich zespołów, szansę dostępu do aparatury, o jakiej inaczej mogliby tylko pomarzyć.

4. Przepis na gierkowski komunizm każe wymieszać trzy składniki. Język władzy -- nieudolnie zaklinający rzeczywistość pseudoreligijny slang. Centralizm -- sprawiający, że decyzje podejmowane są przez ludzi oderwanych od realiów, za radą i w interesie mianowanych przez władzę ekspertów, na podstawie analiz i argumentów wypowiedzianych w tym ich nic nie wyrażającym slangu. I wreszcie dylemat inteligenta -- czy pokonać obrzydzenie i "ratując substancję" zanurzyć się w systemie, czy też stanąć z boku i napawać się przewagą moralną. Dylemat wyboru, jak napisałby wykształciuch, między weberowską etyką odpowiedzialności a etyką zasad. Jak bez radości wykazaliśmy, żadnego z tych trzech składników w dzisiejszej Polsce nie brakuje.

5. Zamiast roztaczać miraże EIT, czy EIT+, chciałbym, żeby namalowali te bugajowe paski na drogach: żeby było trochę więcej pieniędzy na granty, żeby moją uczelnię było stać na zatrudnienie porządnego administratora budynku, uczeni nie musieliby się wtedy użerać z dziurawym dachem. I żebyśmy mieli lepszych kandydatów na pierwszy rok studiów, bo są często bardzo słabi. Najlepsza droga do tego ostatniego, to mniejsze klasy w szkołach, od podstawówki.Ale tego nie będzie. Bo zupełnie nie widać jak ktoś wpływowy mógłby ukręcić swój interes na mniejszych klasach. A w Polsce dobro może pojawić się tylko jako listek figowy dla czyjegoś interesiku. Boję się, że stąd krok do konkluzji, że tym więcej dobra im więcej interesików.

Moja strona domowa w Instytucie Informatyki Uniwersytetu Wrocławskiego

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka