Jerzy Marcinkowski Jerzy Marcinkowski
255
BLOG

Dzień z życia wymiaru sprawiedliwości. W Polsce czyli Afryce.

Jerzy Marcinkowski Jerzy Marcinkowski Polityka Obserwuj notkę 12
Miejsce akcji: Wrocław, Sąd Okręgowy. Czas: listopad 2007, trzynasty miesiąc procesu. Osoby: około dwudziestu. W tym dwie ekipy telewizyjne, ci wszyscy dzielni ludzie w togach, oraz oskarżeni i świadkowie. Sprawa dotyczy głośnej afery korupcyjnej. Koło południa zdarzy się coś dziwnego. Ale bądźmy cierpliwi. Mamy wszak okoliczność z wymiarem sprawiedliwiedliwości.

9.27. Świadek -- czyli my -- wezwany na godzinę 9.30, wbiega przerażony, że obrazi Sąd spóźnieniem. Na korytarzu wpadamy na jednego z oskarżonych: "Się Pan tak nie spieszy" -- słyszymy -- "to się nigdy nie zaczyna punktualnie." Rzeczywiście, przez pół godziny czekamy wszyscy przed salą rozpraw. Telewizja robi wywiady.

10.00. Pojawia się sędzia. Poucza trzech wezwanych na 9.30 świadków, że nie wolno kłamać. Po czym dwóch -- w tym nas -- wyprasza na korytarz. "Mogli mnie śmiało wezwać na jedenastą" -- myślimy sobie. I chodzą nam po głowie myśli o afrykańskim stosunku do Czasu.

10.55. Przychodzą świadkowie wezwani na 11.00. W tym Bardzo Zajęty Biznesmen z Poznania.

11.00. Kończą przesłuchiwać pierwszego świadka. Wchodzimy. Zaczynamy odpowiadać na pierwsze pytanie, ale na ulicy rozlega się ryk syren -- miasto robi krótką próbę systemu alarmowego. "Czy moglibyśmy zrobić chwilę przerwy, bo nie słyszę co mówię." -- pytamy. "Przerwa ?!" -- sędzia cieszy się jak dziecko widzące Mikołaja -- "O tak,tak! Przerwa! Ogłaszam 15 minut przerwy." Idziemy do bufetu kupić butelkę wody. Za nami pojawiają się dwaj oskarżeni. Zamawiają flaki. " Zdążycie panowie zjeść w 10 minut ?" "-- Kto tu mówi o 10 minutach ? Przerwa nigdy nie trwa mniej niż pół godziny"

11.30. Mieli rację. Też mogliśmy coś zjeść, zamiast stać sam jak palec przez 20 minut na korytarzu.

11.35. Zaczynamy zeznawać. Pomalutku, bo protokolant wszystko musi zapisać. Opowiadamy co wiemy o sprawie.

12.30. My: "Chciałbym się teraz odnieść do okoliczności unieważnienia przetargu na drugą część inwestycji". Sąd: "To nie dotyczy sprawy." My: (ukrywamy zdziwienie) "Rozumiem. Zatem nie mam już nic do dodania". Sąd: "Świadek jest wolny. Chyba że może są pytania do świadka?" Jeden z oskarżonych: "Ależ Wysoki Sądzie! Przecież jeden z zarzutów stawianych mi przez prokuratora, to właśnie bezprawne unieważnienie przetargu na drugą część inwestycji". Sąd: "Naprawdę ?? Jest oskarżony pewien ??? (patrzy błagalnie na prokuratora, licząc chyba na jakąś pomoc) Chwileczkę...(wertuje nerwowo akt oskarżenia). No tak, rzeczywiście ma oskarżony taki zarzut... Niech więc świadek kontynuuje!"

13.00. Kończymy. W drzwiach sali rozpraw mijamy trzeciego świadka wezwanego na 9.30. Biznesmen z Poznania jeszcze trochę poczeka.
___________________________________________________________________________________________________

Współczuję Sędziemu. Strasznie jest przegrywać z nudą. A mogłoby się wydawać, że w jego pracy jest wszystko, co potrzebne do tego, żeby było ciekawie: ludzie, konflikt, nieznane. Człowiek, wyposażony przecież w naturalną ciekawość, mógłby mieć kupę frajdy z takiej roboty gdzie docieka się prawdy.

Tylko, że oni mają tę pracę tak zorganizowaną, że ciekawość spotyka bardzo mało bodźców. Rozprawy w opisywanym procesie odbywają się przez jeden lub dwa dni w miesiącu. Każdy taki dzień to -- netto -- około czterech godzin przesłuchań. Protokołowanych, więc ciągnących się jak flaki. W takim jednym czterogodzinnym, comiesięcznym odcinku akcja serialu posuwa się tylko o maleńki kroczek. O wiele za wolno, żeby widza wciągnąć i zapanować nad jego wyobraźnią. Wszyscy uczestnicy takiego procesu stają się na równi jego ofiarami, skazani już chyba dożywotnio na comiesięczny dzień nudy. Od której jedyną ucieczką jest spóźnienie albo przerwa.

Z rozbawieniem patrzyłem w zeszłym tygodniu, jak parę tuzinów pięknoduchów z Salonu24 dyskutowało o karze śmierci. Z zaangażowaniem godnym lepszej sprawy. Bo to naprawdę ma drugorzędne znaczenie, czy paru zbirów od czasu do czasu powiesimy, czy nie powiesimy. Nasze osobiste bezpieczeństwo powiększy to, albo pomniejszy, o jakiś ułamek procenta, na trzecim miejscu po przecinku.

O wiele ważniejsze, dla prawie wszystkich z nas, jest, aby sposób działania wymiaru sprawiedliwości przestał być jakimś takim koszmarnym anachronizmem. Zasadnicza zmiana jaka zaszła w Polsce, w ciągu ostatnich 20 lat, polega na tym, że ludzie szanują dziś czas i starają się efektywnie organizować sobie pracę. Życzę Sędziemu, żeby i jego ta zmiana zaczęła w końcu dotyczyć. Żeby oskarżeni w skomplikowanej sprawie, wychodząc późnym popołudniem z sądu mówili: "Przez tego szaleńca umrę kiedyś z głodu ... osiem godzin siedzenia prawie bez przerw! I tak dzień za dniem! Całe szczęście że to wszystko potrwa góra miesiąc." Zaś sam Sędzia żeby wieczorem nie umiał uwolnić się od myśli o tej właśnie sprawie -- jak to naprawdę było, kto komu dał, kiedy, ile i za co. I żeby nie musiał wtedy mieć w głowie jakichś innych dwudziestu prowadzonych jednocześnie procesów. Wtedy nawet obudzony w środku nocy wiedziałby, kto o co jest oskarżony.

Moja strona domowa w Instytucie Informatyki Uniwersytetu Wrocławskiego

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka