Jerzy Marcinkowski Jerzy Marcinkowski
267
BLOG

Louiso Brown, lepiej gdybyś nie żyła!

Jerzy Marcinkowski Jerzy Marcinkowski Polityka Obserwuj notkę 26
To miał być blog technokratyczny. O sprawach. Bez ideologii i gniewu. Ale nie umiem się powstrzymać, gdy widzę, jak ubrani na purpurowo mężczyźni, uważający się za nauczycieli moralności, i akceptowani w tej roli, z jakichś powodów, przez większość Polaków, całkowicie postradali instynkt etyczny. I nie umieją odróżnić prawdziwego cierpienia, od tego co im się jako cierpienie imaginuje. A prawdziwego człowieka, od tego co czlowiekiem jest tylko przy założeniu bardzo fundamentalnych pogladów religijnych.

Mam na myśli, jak każdy rozumie, kampanię biskupów przeciwko zapłodnieniu in vitro.

Nie jestem członkiem Kościoła Katolickiego, ale nie jestem ekstremistą. Feministki wołające że "mój brzuch moja sprawa" budzą mój sprzeciw w równym stopniu, jak niektórzy politycy, żądający od kobiet by rodziły dzieci poczęte w wyniku gwałtu. Rozumiem, że aborcja jest moralnie ryzykowna, a skoro nie równoważy tego ryzyka żadne uzyskane w ten sposób dobro, to uznaję, że społeczeństwo może wybrać jakąś formę delegalzacji. Kto nie chce mieć  dzieci, niech sprawdzi najpierw gdzie jest apteka.

Ale zapłodnienie in vitro, zupełnie odmiennie niż aborcja, niesie dobro. Setki tysięcy fajnych ludzi. Urodzonych nie dlatego, że komuś gumka pękła, tylko dlatego, że ich mamy pragnęły ich tak bardzo, że nie mogąc począć dziecka inaczej, chciały przejść, czasem wiele razy, bardzo niemiłą procedurę medyczną. Okazuje się, że ci ludzie to nie jest dla Kościołą dostateczny powód do radości. Bo przy okazji poczęcia każdego takiego człowieka, produkuje się parę nadmiarowych embrionów, które potem się niszczy (albo zamraża). Te embriony mają najwyżej po kilkanaście komórek. Nie czują i nie cierpią, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. One jeszcze nawet nie wiedzą czy byłyby kiedyś jednym człowiekiem czy bliźniakami. Ale biskupi uważają, że ich krzywda jest złem, którego nie równoważy dobro narodzin oczekiwanego przez rodziców dziecka.

Przeciwko in vitro wytaczają najcięższe działa. Mówiąc w Święta do swoich owieczek biskup Życiński uznał, że będzie fajnie porównać tę metodę do praktyk króla Heroda:

"Tu właśnie jesteśmy potrzebni Chrystusowi, aby dziś nie wydawano na niego wyroku śmierci, jak kiedyś w okolicach Betlejem. Ażeby te zarodki ludzkie, które są nośnikami życia mogły rozwinąć się, czując solidarną więź z całą rodziną ludzką."

Zapłodnienie in vitro prowadzi się w Polsce od 1987 roku. Ciekaw byłbym wiedzieć, co czują ci  dwudziestoletni dziś ludzie, gdy słyszą, że dla biskupów ich życie jest mniej warte niż domniemane dobro grudki komórek. Chciałbym zobaczyć, jak biskup Życiński mówi w twarz tym ludziom, że w jego systemie wartości byłoby lepiej, gdyby się w ogóle nie urodzili. Bo wtedy godność embrionów miałaby się lepiej. Lepiej przez nieistnienie zresztą.

Moja strona domowa w Instytucie Informatyki Uniwersytetu Wrocławskiego

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka