Jerzy Marcinkowski Jerzy Marcinkowski
687
BLOG

Jak nie dostałem nagrody Templetona

Jerzy Marcinkowski Jerzy Marcinkowski Kultura Obserwuj notkę 47

Ponury mam nastrój, bo komuny wokół coraz więcej. Komuny Szkolnictwa Wyższego. Tak skomplikowanej, że ciężko o język, aby ją w jej komuniźmie ponazywać. Aż by się strzelać chciało, zamiast gadać. Bo oni po to w końcu zbudowali te swoje tysiące procedur, aby chronić patologiczną władzę przed precyzyjnym nazwaniem. A przed kulą się procedurami nie obronią. Choć nawet to nie jest niestety pewne. Formularze wniosków o dotacje unijne są bardzo grube. Kto się czymś takim obłoży, może być nie do odstrzelenia.

W całkowicie więc prywatnym celu poprawienia sobie humoru, a także w odpowiedzi na skargi na pewnym forum, że zamiast tygodnika prowadzę tu kwartalnik, opowiem ewentualnym zainteresowanym, jak wywalono mnie z KK i pozbawiono szansy na nagrodę Templetona.

Papieżem był wtedy Paweł VI, a ja miałem 11 lub 12 lat. Chodziłem na lekcje religii do salki koło kościoła dominikanów. Przez okno było widać migający neon byłego hotelu Panorama. Nie mieliśmy zegarków ale Lesio D. zawsze wiedział ile jeszcze do końca, bo obliczył, że w ciągu katechezy neon miga 170 razy. Ale nie pozwólmy naszej myśli zbaczać ze szlaku...

Ostatnia w moim życiu katecheza była o duszy nieśmiertelnej. Ksiądz powiedział że "ludzie mają duszę a zwierzęta jej nie mają". Na co ja podniosłem, grzecznie jak zawsze, rękę do góry i pozwoliłem sobie na komentarz. "Podana tu definicja - powiedziałem - razi mnie swoją enumeratywnością. W szczególności nie wyposaża nas ona w kryterium pozwalajace rozpoznać czy duszę mają ewentualnie nowo odkryte byty. Jest to -- kontynuowałem -- kwestia o doniosłym znaczeniu praktycznym. W razie bowiem lądowania kosmitów powinniśmy być zdolni stwierdzić, czy mają oni duszę czy nie. Jeśli jej nie mają, to możemy takiego czynić sobie poddanym. Pokroić na plasterki i zobaczyć co ma w środku (- żeby on Ciebie nie pokroił - wtrącił Lesio). Jeśli zaś ma duszę to wtedy jest naszym bratem i należy podzielić się z nim komunią". Tu usiadłem, licząc na uczciwą odpowiedź. "Będziesz przez trzy katechezy klęczał w kącie sali" -- powiedział ksiądz. Zaproponowałem mu, że może się założymy czy będę. Ale jakoś nie chciał się zakładać. Wyszedlem na ulicę, na świeże powietrze. Dosłownie i w przenośni.

Jedyne, czego dziś żałuję to to, że gdy jakieś dwa lata później padło to pamiętne habemus papam, to ja się nie mogłem razem z całym narodem cieszyć, bo ten wybór to była dla mnie raptem wewnętrzna sprawa jednej ze wspólnot wyznaniowych. Acha, i nagrody Templetona żałuję. Obciach obciachem, ale parę złotych by się przydało. A szanse bym miał bo, jak się okazuje, problem duszy kosmitów, który na mnie sprowadził takie szykany, jest dziś w centrum zainteresowania najtęższych umysłów Kościoła. Ksiądz Heller mówi do nas na przykład, że:

"Patrząc na naszą teologię chrześcijańską, dostrzec można, że ciągle jest ona geocentryczna. Wciąż jeszcze tkwimy w czasach przedkopernikańskich. Na przykład teologowie mają tendencję do absolutyzowania Wcielenia, podkreślając jego jednorazowość (...) Chrześcijaństwo opiera się na zdarzeniach historycznych – jest religią historyczną. A wszystkie fakty historyczne mają to do siebie, że są lokalne (...) w tym konkretnym miejscu geograficznym i w danym momencie czasu.

Podkreślanie jedyności Wcielenia wynika zatem z historyczności chrześcijaństwa. Ale sam fakt historyczności trzeba czytać w szerszym kontekście. Sądzę, że dzisiaj rozważania wokół kosmologii i ewentualnego spotkania z cywilizacjami pozaziemskimi dostarczają kontekstu kulturowego, domagającego się rewizji naszego spojrzenia. U Ojców Kościoła z oczywistych względów nie mogło powstać pytanie o Wcielenie gdzie indziej. Dzisiaj trzeba przynajmniej tę kwestię pozostawić otwartą.
"

Podobnie rozważania snuje Gabriel Funes, główny astronom Watykanu który, podobnie zresztą jak ksiądz Heller, zastanawia się czy kosmici nie mogliby być wolni od grzechu pierworodnego.

Jest coś wzruszającego w dorosłych ludziach zrzucających nagle pęta, które sami sobie pozakładali na umysły. Kiedy wolni (częściowo) od tych pęt zaczynają z poważnymi minami zadawać sobie pytania jedenastolatka. Nie pierwszy raz przypominają mi wyleczonych marksistów, zachłystujących się głośno świeżym powietrzem liberalizmu.



Moja strona domowa w Instytucie Informatyki Uniwersytetu Wrocławskiego

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura